​Ut honoremur ab aliis, ipsi nos honoremus – Szanujmy się, a będziemy szanowani!

Lubię mieszanki - Czesław, który czasem śpiewa...

Spotykamy się po prawej stronie Wisły, na ulicy Ząbkowskiej, która uważana była za najbardziej niebezpieczną ulicę Warszawy, a dziś powoli staje się kultowym miejscem stolicy. Wchodzę do „Pausy Włoskiej” „Włoskiej Pauzy” – restauracji, którą od niedawna Mozil prowadzi z przyjaciółmi. Zanim zdążyłam się rozejrzeć, podbiega do mnie w czarnym podkoszulku, spodniach dresowych adidasa i tego samego rodzaju butach sam Czesław. Wygląda jakby naprawdę się ucieszył, że przyszłam na wywiad.

Po przeczytaniu książki, a może bardziej szczerej biografii Nie tak łatwo być Czesławem, chciałam, żeby ten wywiad był prowokacyjno-emigrancki, czyli taki, jak postrzegany jest często w Polsce Czesław Mozil. Pisze go przecież głównie dla Polaków w Niemczech i za „całą” granicą. Niestety, Polacy w Polsce często nie rozumieją, że szokujące stwierdzenia i zachowania Mozila to pozytywna prowokacja. Ale zanim będziemy się nawzajem prowokować, warto wyjaśnić, kim jest Czesław Mozil, który pomimo swoich obchodzonych właśnie w tym dniu wywiadu 37. urodzin, sprawia wrażenie jakby ciągle miał twórcze ADHD.

 

Agata Lewandowski: „Zaczynamy ostro” ...Polak, Ślązak, Ukrainiec, Duńczyk...?

Czesław Mozil: Wszystko tak.

 

Jeśli tak, to w tym wypadku na ile procent z każdego?

Ślązaka najmniej, bo mieszkałem w Zabrzu do 8 roku życia, Ukrainiec po tacie też nie zbyt dużo, chociaż bardzo cieszę się, że odkryłem niedawno swoją rodzinę we Lwowie. A Duńczyk, Polak – tak naprawdę nie wiem, czy ważne ile procentowo. Lubię mieszanki, bo jak krew się miesza, to wychodzą ładniejsze dzieci i ciekawsi ludzie.

Spłodził mnie

Spotykamy się po prawej stronie Wisły, na ulicy Ząbkowskiej, która uważana była za najbardziej niebezpieczną ulicę Warszawy, a dziś powoli staje się kultowym miejscem stolicy. Wchodzę do „Pausy Włoskiej” „Włoskiej Pauzy” – restauracji, którą od niedawna Mozil prowadzi z przyjaciółmi. Zanim zdążyłam się rozejrzeć, podbiega do mnie w czarnym podkoszulku, spodniach dresowych adidasa i tego samego rodzaju butach sam Czesław. Wygląda jakby naprawdę się ucieszył, że przyszłam na wywiad.

Po przeczytaniu książki, a może bardziej szczerej biografii Nie tak łatwo być Czesławem, chciałam, żeby ten wywiad był prowokacyjno-emigrancki, czyli taki, jak postrzegany jest często w Polsce Czesław Mozil. Pisze go przecież głównie dla Polaków w Niemczech i za „całą” granicą. Niestety, Polacy w Polsce często nie rozumieją, że szokujące stwierdzenia i zachowania Mozila to pozytywna prowokacja. Ale zanim będziemy się nawzajem prowokować, warto wyjaśnić, kim jest Czesław Mozil, który pomimo swoich obchodzonych właśnie w tym dniu wywiadu 37. urodzin, sprawia wrażenie jakby ciągle miał twórcze ADHD.

 

Agata Lewandowski: „Zaczynamy ostro” ...Polak, Ślązak, Ukrainiec, Duńczyk...?

Czesław Mozil: Wszystko tak.

 

Jeśli tak, to w tym wypadku na ile procent z każdego?

Ślązaka najmniej, bo mieszkałem w Zabrzu do 8 roku życia, Ukrainiec po tacie też nie zbyt dużo, chociaż bardzo cieszę się, że odkryłem niedawno swoją rodzinę we Lwowie. A Duńczyk, Polak – tak naprawdę nie wiem, czy ważne ile procentowo. Lubię mieszanki, bo jak krew się miesza, to wychodzą ładniejsze dzieci i ciekawsi ludzie.

Spłodził mnie Ukrainiec, urodziła Polka, a więc w moich żyłach płynie krew obu tych narodów. Dania mnie wychowała, to taka moja macocha, czuję się z nią bardzo związany.

 

Krakowiak, warszawiak czy mieszkaniec Kopenhagi?

Byłem świetnie zintegrowanym Polakiem w Danii, teraz jestem szczęśliwym mieszkańcem nowym obywatelem warszawskiej Pragi. Mieszkam tu od 8 lat i czuję, że tutaj jest po prostu moje miejsce i nie czuję się żadnym „słoikiem”. Dzisiaj przeprowadzam się razem z moją dziewczyną tutaj, do nowego mieszkania. Ono też jest na Pradze. mieszkania obok.

 

Czesław – to imię po dziadku, które młodym Polakom kojarzy się z mocno starszą generacją powojenną?

Tak imię odziedziczyłem po dziadku - Czesławie Słani, który był inspektorem w kopalni uranu na Dolnym Śląsku. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale zawsze czułem, że moje imię jest wyjątkowe. Tak, jak wracają do mody stare imiona, wiem, że teraz będzie rodzić się coraz więcej Czesławów...

 

Księgę Emigrantów zdecydował się Pan wydać dopiero jak miał już ustabilizowaną pozycję artystyczną w Polsce?

Trylogia Księgi Emigrantów zrodziła się w mojej głowie wiele lat temu. W 2007 roku trafiłem na zdjęcie, które było zrobione w Edynburgu i przedstawiało mur, na którym tagiem było napisane: „Nie wybaczę ci Polsko”. To zdjęcie zrobiła i umieściła na swoim blogu o emigracji Polka, która mieszkała w Irlandii. Ja to zdjęcie zobaczyłem zanim jeszcze zamieszkałem w Polsce. Zadzwoniłem do Michała Zabłockiego i mówię: Michał musimy kiedyś zrobić „Księgę Emigrantów”. W zeszłym roku, jak już wydawaliśmy „Księgę” umieściłem to zdjęcie na facebooku. Szczerze mówiąc myślałem, że ten napis wykonał jakiś robotnik. I wtedy napisała do mnie dziewczyna, która studiowała na ASP w Edynburgu - nazywam się tak i tak, to ja namalowałam ten napis na murze. Pisała, że dalej mieszka za granicą, że wtedy czuła ogromny żal, teraz już się z Polską rozliczyła. Strasznie mocne. Od tamtej pory musiało upłynąć sporo czasu, zanim „Księga” urodziła się. Długo do niej dojrzewałem, bo to bardzo osobista spowiedź: Czesława - emigranta.

Jak już wydaliśmy płytę, w Europie wzmógł się niepokój związany z emigracją, imigracją, uchodźstwem i nagle płyta stała się tematem politycznym, radiowa Trójka nie chciała zagrać nawet jednej piosenki. Dopiero teraz, powoli, płyta zaczyna żyć, bo włączam te piosenki do swoich koncertów. Przykro mi też było, że nie odbiła się echem wśród Polonii, a przecież każda z piosenek na niej powstała z inspiracji prawdziwymi wydarzeniami, jakie przeżyli Polacy za granicą.

 

Czego się Pan boi w życiu, jeżeli nie bał się Pan oficjalnie przyzna

: Nienawidzę Cię Polsko?

To nie przyznanie się, tylko tytuł piosenki, która mówi o tęsknocie do kraju, o żalu i o poszukiwaniu swoich korzeni, ale na moje nieszczęście została odebrana bardzo opatrznie. Ludzie myśleli, że naśmiewam się z kraju i rodaków. Było mi bardzo przykro. Gdybym wtedy wiedział, że tytuł [„Nienawidzę Cię, Polsko „– przyp. red.] tak bardzo niektórych urazi, zmieniłbym go. W Polsce jest takie powiedzenie: „nie oceniaj książki po okładce”. Reakcja Polaków była dla mnie zaskoczeniem, bo wtedy naiwnie wierzyłem, że na pierwszy plan wysunie się przekaz, a nie tytuł.

Właśnie wygrałem sprawę z powództwa „Solidarności” o nieupoważnione użycie ‚znaczka’ w teledysku do piosenki „Nienawidzę Cię Polsko” i musiałem mówić podczas rozprawy: „Wysoki Sądzie, abstrakcją jest mówienie, że ja nie kocham Polski”. Jeżeli ktoś nie ma 50 sekund, żeby posłuchać tego, co jest powiedziane w tej piosence, tylko zwraca uwagę na jej tytuł, to nie powinien wydawać opinii o niej. Chyba to jest normalne, że kiedy się kogoś kocha, to też się z tą miłością szarpie”. Kocham Polskę, ale miłość jest uczuciem bardzo złożonym i nie ma tylko pozytywnych konotacji.

Ostatnio zauważyłem, że mam lepszy dzień, gdy nie słucham wiadomości. Ale też staram się zrozumieć ludzi, którzy boją się wszystkiego obcego, bo tego nie znają. A teraz trzeba nauczyć się budować wspólną przyszłość, bo ona – chcemy my tego, czy nie – taką właśnie będzie. Komik Louis C.K. ma zwyczaj mawiać, jeżeli boisz się, że ktoś obcy przyjdzie i bez kontaktów, bez pieniędzy, ukradnie ci twoją pracę, twoją kobietę, twoje poczucie narodowości, to znaczy, że boisz się, że twoje życie jest dość cienkie i słabe.

 

Jaka jest różnica w odbiorze Pańskich koncertów w Polsce i za granicą?

W Polsce ludzie odbierają Księgę Emigrantów coraz bardziej świadomie, coraz lepiej ją rozumieją i akceptują. Natomiast dziwi mnie, że po jej ukazaniu się, wielu Polaków w Anglii było zdania, że obrażam naszych krajan mieszkających za granicą. W czasie koncertów dla Polonii obserwuję skrajne reakcje: jedni śmieją się, a drudzy - w tym samym czasie - płaczą.

 

Sen emigranta – o czym śnił i śni Czesław Mozil?

Raczej nie miałem typowych „snów emigranta”. W ogóle mało śnię, ale przyznam, że ostatnio sypiam bardzo dobrze, bo jestem w stałym związku. Nie spodziewałem się, że stabilizacja emocjonalna ma tak dobry wpływ na twórczość. Zawsze żyłem tu i teraz, starałem się wziąć to, co najlepsze z Danii, i Polski, i zmiksować to w moim świecie. Dziś akurat kończę 37 lat i dobrze mi z tym, bo czuję, że dojrzewam: hołduję innym wartościom, zmieniłem też priorytety. do tej pory byłem gówniarzem, a teraz zmądrzeje chyba i jeżeli starzenie się polega na takim dojrzewaniu – to jest super.

 

A dlaczego ciągle i wszędzie się Pan tłumaczy, że jest Polakiem?

Dlatego, że są ludzie w naszym kraju, którzy uważają się za lepszych Polaków i mają patent na polskość. Często podważa się moją polskość ze względu na akcent i błędy stylistyczne. Dziennikarze - tak jak Pani - ciągle pytają mnie kim jestem: Polakiem, Duńczykiem, czy Ukraińcem? I w ilu procentach? Niektórzy z nich twierdzą, że nie jestem prawdziwym Polakiem, bo wychowałem się w Danii i gdy mówię, popełniam błędy. Mam koleżankę, Polkę, której ojciec jest Nigeryjczykiem. Urodziła się w Polsce i całe życie tu mieszka, ale …jest mulatką. Nie ma dnia, żeby dwie-trzy osoby ktoś jej nie zapytał: „Gdzie pani tak dobrze nauczyła się mówić po polsku?” Trzeba ciągle podkreślać, że można czuć się „trochę innym”, ale Polakiem.

 

Ma Pan przyjaciół muzułmanów?

To jest pytanie typu: „A czy znasz geja?” Oczywiście, większość moich kolegów w Danii to byli muzułmanie. Wychowałem się z dziećmi, które – jak ja – były emigrantami w Danii. Pochodziły z różnych stron świata, mieli różny kolor skóry i nawyki. Część wierzyła w Boga, część w Allaha, ale chodziliśmy do tej samej szkoły, kopaliśmy piłkę i psociliśmy. Nasi rodzice znali się i lubili. Do dzisiaj mam kontakt z kilkorgiem z nich. Mówią świetnie po duńsku tak samo jak ja, chociaż - ze względu na kolor skóry - byli traktowani gorzej niż ja.

Czasami muszę się publicznie tłumaczyć ze swojej wiary i to tylko dlatego, że wśród moich przyjaciół są ateiści. W ogóle te wszystkie pytania o seksualność, religię, korzenie, są dziwne, bo - sądzę, że - najważniejsze, to żebyśmy pomimo tych różnic, starali się żyć jak najlepiej ze sobą.

 

Czesław Mozil – piosenkarz, muzyk grający na akordeonie, aktor, a może i performer, który wszystko miesza – tak, jak lubi?

Kiedy miałem 8 lat, moja mama uznała, że dobrze byłoby, abym miał jakieś hobby, a że niedaleko naszego domu była szkoła muzyczna, zapisała mnie na lekcje gry na pianinie. Uwielbiałem tam chodzić, ale ona złościła się, że mało ćwiczę. Któregoś dnia zapytała mnie, po co tam chodzę, skoro nie chcę grać. Odpowiedziałem, że kocham tych ludzi i artystyczny ferment, który sieją wokół. Tak już zostało. Głód tworzenia wyznacza mi kierunek działania: raz to jest dubbing, innym razem film, a jeszcze innym - teatr. Kiedy napisałem Spowiedź Emigranta - mieszankę piosenek i autobiograficznych monologów, wysłałem mail do Pani Krystyny Jandy. Czułem, że ten spektakl, który stworzyłem, powinien być wystawiany w teatrze. Po 15 minutach Pani Krystyna odpisała mi, umówiliśmy się na spotkanie, no i teraz gram moją „Spowiedź Emigranta” w warszawskim „Och Teatrze”. Niestety, dla niektórych stałem się „panem z telewizji” i straciłem status artysty. Istnieje taki snobizm kulturalny w Polsce, że jak mówią o tobie w plotkarskich gazetach, to już nie możesz robić wartościowych rzeczy, bo to się - rzekomo - wyklucza. Czasem jednak myślę, że jestem gorszym aktorem niż w rzeczywistości, ale gram samego siebie, więc „jakoś to idzie”. Dzięki temu, że jestem muzykiem, mam szanse zagrać w filmie albo, na przykład, dubbingować takiego bałwanka Olafa... Jednak ciągle pozostaję muzykiem.

 

Idąc na ten wywiad chciałam sprawdzi

, na ile Pan siebie inscenizuje i na ile jest Pan sobą?

Nigdy nie zdawałem do szkoły aktorskiej i zawsze jestem po prostu sobą. To najłatwiejsze, bo nie muszę niczego udawać.

.

Żeby być artystą, trzeba mieć wyczuloną wrażliwość, a z drugiej strony – odporność na krytykę z zewnątrz. Jak daje sobie Pan radę z – delikatnie mówiąc – „bezkompromisowymi” hejtami?

Nauczyłem się tego trzy lata temu, kiedy jakiś człowiek napisał w komentarzu pod jedną z moich piosenek: „Ty, durniu. ja bym Cię zap... siekierą za to, co śpiewasz”. Zrobiłem screen tej wypowiedzi i przesłałem ją do wszystkich jego znajomych na Facebooku, z pytaniem, czy ktoś chciałby z nim porozmawiać na ten temat. Dwa dni później zadzwonił do mnie i przeprosił. Przy tym ewidentnie słychać, że stoi ktoś przy nim stoi, może jego kobieta. Tłumaczył mi, że miał trudny okres, był załamany, że pozwolił sobie na coś takiego. Odpowiedziałem mu, że możemy licytować się, kto z nas miał trudniejsze okresy. Zrozumiałem wtedy, że takie zachowania często wypływają z kompleksów, że to wewnętrzna sprawa tych ludzi i dlatego takie hejty muszą być poza mną.

 

Jak się Pan czuje w Danii?

Jak u siebie. To takie maluteńkie państwo, w którym czuję się w domu, jestem dobrze zintegrowanym Polakiem i nikt mnie nie rozpoznaje na ulicy. Poza Polakami.

 

Dostaje Pan Nagrodę POLONICUSA w Niemczech? Koncertował Pan już dla Polonii niemckiej?

Koncertowałem w Niemczech i to były bardzo miłe koncerty. Nie ma znaczenia, czy przyszło na nie 15 czy 250 osób. Kilka razy grałem też w Klubie Polskich Nieudacznikow w Berlinie.

A tę prestiżową nagrodę dostałem „za wkład w szerzenie kultury polskiej w Europie, oraz za radość „bycia Polakiem”. To ważne wyróżnienie przyznali mi Polacy mieszkający za granicą. To bardzo nobilitująca nagroda. Wielu dziennikarzy w Polsce gratulowało mi nagrody, prywatnie bardzo się cieszę, że dostaję ją od Polaków za granicą.

 

Lubi Pan być Polakiem?

Mam dwa obywatelstwa, dwa paszporty, ale jeśli ktoś pyta, kim się czuję, to zawsze odpowiem tak samo: Polakiem. Jeżeli ja jestem Polakiem, to znaczy, że Polska bardzo potrzebuje takich Polaków, jak ja. Chciałbym być w Polsce tą kropelką, która coś zmienia. Marzę, żeby na moim grobie było napisane: Czesław Mozil nauczył Polaków przyznawania się do swoich błędów... W tym tkwi siła, żeby wiedzieć, czego nie potrafię.

 

Nie tak łatwo być Czesławem to Pana autobiografia, napisana wspólnie z Jackiem Szubrychtem. Jak była odebran ta historia stricte emigracyjna?

Największą radość mi sprawiło, że starsze pokolenie Polaków na emigracji chętnie ją kupuje i przyznało, że czytając ją, lepiej rozumie swoje polskie dzieci, urodzone za granicą.

 

To poproszę o autograf dla moich dzieci, urodzonych w Niemczech. Kiedy przygotowując się do tego wywiadu czytałam ją, od razu wiedziałam, że oni będą się identyfikować z historią Pana życia.

Ale żeby zakończyć ładnie ten wywiad - co dalej z karierą Czesława, który śpiewa?

Zakończyliśmy pracę nad Księgą Emigrantów tom II. Na tej płycie towarzyszy nam orkiestra barokowa Arte dei Suonatori, której ostatni krążek jest nominowany do tegorocznych Fryderyków. Chciałbym żeby Ksiega Emigrantów była takim komunikatorem Polaków w kraju i na emigracji. A z „najnowszych nowości” –  na jesieni pojawi się ścieżka dźwiękowa do filmu, do którego zdjęcia właśnie zakończyliśmy. Poza tym otwieram też …Szkołę Uwodzenia w Świnoujściu -  na razie tylko w filmie, o którym jeszcze niewiele wolno mi  dziś powiedzieć.

.

Dziękuję za tę rozmowę, widać, że Pani prowadziła ją jak Polka, mieszkająca za granicą.

 

P.S.

AL: Czy mogę zostawać kilka błędów językowych w tym wywiadzie? W realizowanych przeze mnie filmach o polskiej młodzieży, urodzonej za granicą, zostawiam zawsze kilka, żeby uświadomić Polakom w Polsce, jaka to ciężka praca dorastać i mówić poprawnie w dwóch językach jednocześnie.

CM:Nie wiem, czy na to zgodzi się moja dziewczyna. Poszła specjalnie na retorykę, żeby przy mnie nie zatracić ładnej polszczyzny i korygować moje wywiady. Na początku, kiedy przyjechałem 8 lat temu, nie rozumiałem, dlaczego w Polsce wytykano mi błędy językowe. Kiedy jeździłem na obozy harcerskie, gdzie spotykaliśmy z dziećmi polskimi z całego świata, najważniejsze było, że wszyscy porozumiewaliśmy po polsku i nie miało znaczenia, czy robiliśmy błędy. Czasami nawet Polonia krytykuje mój obcy akcent. Na koncercie w Wielkiej Brytanii powiedziałem: „Rozumiem, że państwa dzieci uczą się teraz od państwa pięknej polszczyzny i za kilka lat, kiedy pojadą do dziadków, to nie będą wyśmiewane za angielski akcent w czasie zabawy na podwórku”. Wtedy zapadła kompletna cisza... I w związku z tym „zarówno w Polsce, jak i za granicą” my, Polacy, powinniśmy nauczyć się „umienia przyznawania się do błędów”.

rozmawiała Agata Lewandowski

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.